Bywając tu i ówdzie często trafiam na ciekawe propozycje serwowane nam przez lokalnych artystów. Poniżej macie przykład co można zobaczyć i do czego ludzie są zdolni.
Oczywiście nie chciałbym aby bez mojej zgody takie coś powstało na moim domu, ale niektóre malowidła wykonywane są przez ludzi z wielką pasją. Od tych prostych wręcz brzydkich - do obrazów malowanych na murach - zapraszam.
Murale coraz częściej wpisują się w otoczenie i fajnie jak są przemyślane, zaplanowane mają coś wspólnego z miejscem, jego historią, kulturą. Nie trzeba daleko jechać by zobaczyć coś fajnego. Łódź ma ich sporo, jak na stolice murali przystało. Murale są przeróżne od tych związanych z miastem po bardzo futurystyczne. Na Wrocławskim Nadodrzu możemy napatrzeć się na bardzo kolorowe murale. Mój ulubiony jest prawie w centrum z Wandą Rutkiewicz i napisem „Kobiety wiedzą co robią”. Stolica też ma ich sporo. Mural Kory na Powiślu skomponowany z kasztanowcem zmienia się cały rok. Jest też mural, który wylądował na znaczku pocztowym. To „Dziewczynka z konewką” w Białymstoku. Lubię też upamiętniające jakiś ludzi, artystów, szczególnie muzyków. W Gdańsku mamy Wodeckiego, Kory z Maanamu są dwie w Warszawie, a właśnie teraz powstaje mural w Tychach upamiętniający Ryszarda Riedla z mottem z jego piosenki „Zawsze warto być człowiekiem”. Ta wielkomiejska sztuka nowoczesna potrafi być ciekawa, potrafi tez na chwilę zatrzymać człowieka w pędzie życia.
OdpowiedzUsuńPod względem różnorodności zachwycił mnie Reykiawik, tam murale są często, dziwne, śmieszne, straszne, czasami mega surrealistyczne. Rozumiem, że życie w takiej szerokości geograficznej trzeba jakoś ubarwić i dodać mu kolorytu. Dla mnie te murale były przeciwieństwem surowości Islandii.
Za robienie przypadkowych bohomazów rączki bym poucinała albo wysłała na prace społeczne, w ramach litości - nad głupotą oczywiście.