Takie historie zdarzają się również i mi. Będąc w Togo koniecznie chciałem wybrać się na północ w rejon granicy z Burkina Faso, udało się zorganizować samochód – nie było to proste. Spotykamy się rano kierowca przyjeżdża z jakże normalnym prawie dwu godzinnym opóźnieniem samochodem „terenowym”. Na początku droga przebiega w miarę spokojnie ale widzę lekkie zacięcie rajdowe. Natężenie ruchu, sposób jazdy przypomina mi bardzo gdy komputerowe – brak zasad i duża ilość żyć. Po pokonaniu około 200 km zaczynamy się rozkręcać droga to raz asfalt, raz szuter. Korzystam ze swojej nawigacji i nawet całkiem dobrze działa - kierowca drogi nie zna.
Stan asfaltu, taki że nawet auto terenowe ma momentami problemy, żeby w miarę sprawnie pokonywać dziurawe odcinki. Kierowca z którym jedziemy najwyraźniej czuje się bohater gier komputerowych i na dodatek chyba po raz pierwszy siedzi za kierownicą Toyoty, która powinna mieć koło 200 koni. Mocno mu się to udziela za co oczywiście dostaje reprymendę ale nic sobie z tego nie robi. Dziury pokonuje przelatując nad nimi, jazda jest mało przyjemna. Do tego trzeba doliczyć co kawałek kontrolę bądź policji bądź armii, którzy jak widzą białego od razu zapraszają na „kawę”.
Ponownie zwracam uwagę, żeby zwolnił ponieważ to auto tego nie wytrzyma – zero reakcji i słowa: nie martw się jadę tak szybko, żeby nie musieć jechać w nocy ( jak się później okazało noc dopiero była wyzwaniem). No i niestety potężny huk utrata kontroli nad kierownicą, udało bezpiecznie opanować auto i zjechać na pobocze. Uderzenie w dziurę rozwaliło oponę i zgięło wahacz.
Okazało się, że nie mamy kompletnie żadnych kluczy ze sobą ani nawet lewarka. Znajdujemy się pośrodku niczego z szybko kończącym się dniem. Kierowca co raz zatrzymuje kolejne samochody w celu pożyczenia niezbędnych narzędzi ale bez skutecznie. Ja natomiast zaczynam się, rozglądać za miejscem gdzie można będzie spędzić noc i takowe znajduję jakieś 200 m dalej, jakaś opuszczona wiata w buszu. Zostanie w miejscu, w którym się znajduje tj. na drodze w nocy to śmierć.
Po około 4 godzinach zatrzymuję się gość jadący oplem astrą (miałem takiego ale białego) – całkiem dobry automobil. Okazuje się, że są klucze jest lewarek, panowie dzielnie walczą z wymianą koła ale mają problem z wyprostowaniem kawała zgiętego żelastwa.
We wsi nie ma bieżącej wody, ale za to jest już instalacja częściowo elektryczna – solarna, która nie działa. Jest nawet jeden telewizor. Wódz wioski ma telefon z dostępem do Internetu, z którego dość mocno wie jak korzystać.
Ogólnie mówi, że żyję im się dobrze ale rząd mógłby bardziej się postarać i szybciej zrobić im bieżącą wodę i prąd ponieważ przez wodę, która jest mocno zanieczyszczona w pobliskim zbiorniku ludzie chorują. Są zadowoleni, mają meczet i wszytko czego potrzeba im do życia. Dzieci chodzą do szkoły jak rodzice je puszczają.
Po około dwu godzinnej przerwie (kierowca mało zadowolony) idziemy do samochodu i ruszamy dalej. Wódz z połową mieszkańców wychodzi z nami do drogi i macha, przytula traktując nas jak swoich najbliższych przyjaciół. Nic nie chciał przyjąć w zamian za gościnę co mnie wręcz ujęło, bo tam to się nie zdarza. Biały to chodzący bankomat i każdy chcę pieniądze. Tu nawet nie było mowy, tylko pytanie kiedy znowu przyjedziemy ale na dłużej.
Jeżeli dobrnęliście do końca opowieści cieszę się i znaczy, że Was nie zanudziłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A tu napisz co Ci chodzi po głowie - będzie mi miło.